pieczonko011.jpg

Wspomnienie Lidii Pieczonko o babci

Olga Herburt - Herberska

W roku 1940 moja babcia, Olga Ocrasso z d. Herburt - Herberska i mama, Irena zostały przez Rosjan wywiezione na zesłanie do Kazachstanu. Była to konsekwencja wcześniejszego aresztowania mojego dziadka Zygmunta, porucznika rezerwy i osadzenia go w Kozielsku. Babcia z mamą (13 lat) zostały zabrane z ich majątku Sylwestrowo w powiecie Oszmiana (obecnie Białoruś). Nigdy nie dowiedziałam się jak wyglądał sam moment wywózki. Mama przekazała mi jedynie, że podróż trwała miesiąc i odbywała się w wagonach bydlęcych (trudne do wyobrażenia). Mama wspominała o głodzie, niewyobrażalnym zimnie, smutku i tęsknocie. Koszmar pobytu na zesłaniu spotęgowany był zupełną bezradnością mojej babci, która w niczym nie mogła pomóc córce. Nawet chciała się utopić, ale ją uratowano.
Skąd ta niemoc? Otóż babcia wychowana wśród służby i damy do towarzystwa nie była przygotowana do takiego ekstremalnego położenia. Mama musiała zaradzić wszelkim trudnościom, chociaż miała zaledwie 13 lat. Była drobną dziewczynką. Skąd ten hart ducha u mojej mamy? Moim zdaniem dużą pomocą okazał się fakt, że mama bawiła się razem z dziećmi parobków, kiedy rodzice wyjeżdżali do teatru i aby się spotkać z przyjaciółmi w Wilnie. Tam miała do czynienia z wszami, brudem i widziała niedostatek. W Kazachstanie( Kiryłowka) mieszkały w lepiankach, które na zimę były ogacane łajnem zwierzęcym. Służyło ono również za materiał opałowy. Pobyt na tej nieludzkiej ziemi trwał 6 lat.
Co pozwoliło przetrwać? Należy wspomnieć o wzajemnej ludzkiej życzliwości, od czasu do czasu przychodziły paczki, a najbardziej nadzieja, że kiedyś to się skończy i wiara w Boga. Mama tam zachorowała bardzo ciężko na zapalenie płuc. Z trudem uniknęła najgorszego, ale na płucach pozostał ślad, z którego rozwinął się nowotwór. Stał się on przyczyną śmierci mamy w roku 1976. Miałam wówczas 15 lat, najukochańsza córeczka. Jaka była? Kochająca, życzliwa, wrażliwa, otwarta na ludzkie cierpienie. Bardzo pogodna, gościnna, przyciągała do siebie ludzi obojga płci. W domu panowała harmonia, zrozumienie, szacunek. Było nas pięcioro: rodzice, babcia, siostra-Anna i ja najmłodsza. Nasz dom był otwarty dla gości,chociaż żyliśmy skromnie. Nigdy dobra materialne nie przedstawiały dla nas największej wartości. Mój tato również stracił majątek podczas wojny i nie pragnął bogacić się za wszelka cenę. Jeśli jakiś gość trafił się w porze obiadu to zawsze był zaproszony do stołu. Wychodząc otrzymywał coś na wynos. Pamiętam, że o sprawach Katynia mówiono ściszonym głosem, a my dziewczynki, miałyśmy zakaz rozpowiadania wśród koleżanek.

Olga Herburt - Herberska


Moja babcia, gdy przyszłam na świat, miała 75 lat. Najwięcej dowiedziałam się o mojej babci od pani Heni, która poznała moją mamę i babcię po wojnie i mieszkała w pobliżu. Opowiadała, że po powrocie z Syberii, babcia wyglądała tak kości pokryte skórą, przez którą którą widać było naczynia krwionośne. Powrót miał miejsce w 1946 roku. Mama z babcią przybyły do Łuczan (Giżycko). Osiedliły się w Antonowie, w opuszczonym przez wysiedlonych Mazurów domu. Był to czas wielkiego niedostatku, ale i sąsiedzkiej pomocy. Wszyscy, którzy tutaj przybyli byli przesiedleńcami, albo ze Wschodu, albo centrum Polski. Społeczność, choć bardzo różnorodna integrowała się przy okazji imienin, ślubów etc. Babcia jednak często odwiedzała swoją znajomą z Wilna, która mieszkała na placu Grunwaldzkim w Giżycku. Tam miała wspólne tematy. Myślę, że nigdy nie pogodziła się z nową rzeczywistością. Przez pewien czas prowadziła w domu bibliotekę dla mieszkańców Antonowa.
Obecnie rozumiem babcię, dlaczego tak chętnie spędzała czas w swoim pokoju na czytaniu i pisaniu wierszy. Myślę, że trochę żyła przeszłością i tęsknotą za utraconym bezpowrotnie światem.Trudno było jej znaleźć wśród ludzi, którzy odwiedzali nasz dom, godnego rozmówcę. Bardzo szybko dostrzegała wszelkie niedostatki zachowania i ogólnych umiejętności dlatego opuszczała szybko takie towarzystwo. Pani Henia opowiadała, że babcia była bardzo dowcipna i pięknie się wypowiadała. Babcia znała bardzo dobrze język francuski i uczyła go moją siostrę. Ostatnie lata życia miała problemy z pamięcią, zmarła w domu, w wieku 92 lat, w roku 1978. Dwa lata po śmierci mamy. Babcia była darzona szacunkiem, nigdy nam nie pozwalano w niczym jej uchybić. Stawiano nam ją za wzór dobrych manier, zachowania przy stole i relacji międzyludzkich. Czasami tęsknię za atmosferą domu mojego pięknego dzieciństwa, gdzie doświadczyłam prawdziwej miłości, szacunku do każdego człowieka, gdzie wyposażono mnie w nieprzemijalne wartości, które położyły fundament pod moje całe życie. Pamiętam, okres zimy, gdy było więcej wolnego czasu od obowiązków w gospodarstwie, wówczas wszyscy zagłębiali się w czytanie.